Fernando Pessoa jest bezsprzecznie jednym z mistrzów literatury uniwersalnej. Uważany, obok Camõesa, za najważniejszego pisarza literatury portugalskiej, Pessoa zbierał heteronimy, przez które pokazał cały swój niepasujący do niego geniusz poety; potrzebował przelewów, aby dać upust swojej sztuce. Oprócz tego, że produkował po portugalsku, pisał także po angielsku, ponieważ w dzieciństwie i młodości mieszkał w Afryce Południowej.
Zobacz więcej
Itaú Social 2022 rozprowadzi 2 miliony fizycznych i…
Organizacja pozarządowa Pró-Saber SP oferuje bezpłatne kursy dla edukatorów
Heteronimy są znakiem rozpoznawczym poety o wielu twarzach. Wszyscy mają biografie (każdy z ich bohaterów miał swoją historię, z prawem do daty urodzenia, miasta urodzenie, zawód, przynależność i data śmierci, z wyjątkiem Ricardo Reisa, którego data śmierci nie została przez poetę określona) oraz style własny. To właśnie poprzez zjawisko heteronimii pisarz ujawnił swoją wszechstronność i ogromną kreatywność, cechy, które przyniosły Pessoa sławę ekscentrycznego poety i tajemniczy, co jest zrozumiałe, gdyż nigdy wcześniej w historii literatury pisarz nie wykazał się taką kunsztem w budowaniu postaci literackich wiarygodne.
Fernando António Nogueira Pessoa urodził się 13 czerwca 1888 roku w Lizbonie w Portugalii. Jego nazwisko kojarzone jest z pierwszą fazą portugalskiego modernizmu, znaną również jako orfizm, ruchem, który pomógł założyć wraz z pisarzami takimi jak Mário de Sá-Carneiro i Almada Negreiros. Chociaż miał owocną karierę literacką, jedynym tomikiem poezji w języku portugalskim opublikowanym za jego życia był Mensagem z 1934 roku. Był biegły w języku angielskim, ze względu na okres przebywania w RPA (kariera dyplomatyczna tzw ojczym przeniósł się z rodziną do Durbanu), więc większość jego książek była napisana w tym języku. Był także tłumaczem, a wśród ważnych autorów, których przetłumaczył, są Lord Byron, Szekspir i Edgar Alla Poe. Zmarł w swoim rodzinnym mieście 30 listopada 1935 roku w wieku 47 lat.
Jego najbardziej znane wiersze sygnowane były jego głównymi heteronimami: Alberto Caeiro, Álvaro de Campos i Ricardo Reis, a także półheteronim Bernardo Soares uważali za alter ego pisarz. Pod heteronimem Bernardo Soares napisał fragmenty, które później zebrano w O Livro do Desassego, jednym z jego najważniejszych dzieł. Abyś znał wiersze ortonimów, a także heteronimów jednego z najbardziej Cialis 20mg ważni autorzy języka portugalskiego, m.in Edukacja szkolna wybrany 15 wierszy Fernando Pessoa abyś mógł zanurzyć się w geniuszu i pomysłowości tego wspaniałego pisarza.
Właściciel sklepu tytoniowego
Jestem niczym.
Nigdy nie będę nikim.
Nie mogę chcieć być nikim.
Poza tym mam w sobie wszystkie marzenia świata.
Okna mojej sypialni,
Z mojego pokoju do jednego z milionów na świecie.
że nikt nie wie kim jest
(A gdyby wiedzieli, kto to jest, co by wiedzieli?),
Dochodzisz do tajemnicy ulicy nieustannie przemierzanej przez ludzi,
Na ulicę niedostępną dla wszystkich myśli,
Prawdziwy, niemożliwie prawdziwy, pewny, nieświadomie pewny,
Z tajemnicą rzeczy pod kamieniami i istotami,
Wraz ze śmiercią zawilgoceniem ścian
i siwe włosy u mężczyzn,
Z Destiny jadącym wozem wszystkiego drogą nicości.
Jestem dziś pokonany, jakbym znał prawdę.
Jestem dziś przytomny, jakbym miał zaraz umrzeć,
I nie miał już braterstwa z rzeczami
Inaczej pożegnanie, stając się tym domem i tą stroną ulicy
Rząd wagonów pociągu i gwizd odjazdu
Z wnętrza mojej głowy
A po drodze szarpnięcie nerwów i zgrzyt kości.
Dziś jestem zakłopotany, jak ktoś, kto myślał, znalazł i zapomniał.
Dziś jestem rozdarty między lojalnością, którą jestem winien
Do Tabacaria po drugiej stronie ulicy, jak prawdziwa rzecz na zewnątrz,
I uczucie, że wszystko jest snem, jak prawdziwa rzecz w środku.
Poniosłem porażkę we wszystkim.
Ponieważ nie miałem celów, może wszystko było niczym.
Nauka, którą mi dali,
Zeszłam z niego tylnym oknem domu.
Kiedy nie miałem ciebie
Kiedy nie miałem ciebie
Kochał Naturę, tak jak spokojny mnich kocha Chrystusa.
Teraz kocham naturę
Jak spokojny mnich do Dziewicy Maryi,
Religijnie, na swój sposób, jak poprzednio,
Ale w inny, bardziej poruszający i bliski sposób…
Lepiej widzę rzeki, kiedy idę z tobą
Przez pola do brzegów rzek;
Siedząc obok ciebie i obserwując chmury
Naprawiam je lepiej —
Nie zabrałeś mi Natury...
Zmieniłeś naturę...
Postawiłeś Naturę na nogi,
Ponieważ istniejesz, widzę ją lepiej, ale tak samo,
Ponieważ ty mnie kochasz, ja kocham ją tak samo, ale bardziej,
Ponieważ wybrałeś mnie, abym cię miał i kochał,
Moje oczy wpatrywały się w nią dłużej
O wszystkich rzeczach.
Nie żałuję tego, kim kiedyś byłem
Bo nadal jestem.
Po prostu żałuję, że nie kochałem cię raz.
Miłość to firma
Miłość to firma.
Już nie wiem, jak chodzić samotnie po ścieżkach,
Bo nie mogę już chodzić sama.
Widoczna myśl sprawia, że idę szybciej
I zobacz mniej, a jednocześnie naprawdę ciesz się widząc wszystko.
Nawet jej nieobecność jest czymś, co jest ze mną.
I tak ją lubię, że nie wiem, jak jej pragnąć.
Jeśli jej nie widzę, wyobrażam sobie ją i jestem silna jak wysokie drzewa.
Ale kiedy ją widzę, drżę, nie wiem, co się stało z tym, co czuję pod jej nieobecność.
Cały ja to siła, która mnie opuszcza.
Cała rzeczywistość patrzy na mnie jak słonecznik z twarzą pośrodku.
wiersz w linii prostej
Nigdy nie znałem nikogo, kto został pobity.
Wszyscy moi znajomi byli mistrzami we wszystkim.
A ja, tak często nikczemny, tak często świński, tak często nikczemny,
Tak często nieodpowiedzialnie pasożytuję,
Niewybaczalnie brudny.
Ja, który tak często nie miałem cierpliwości do kąpieli,
Ja, który tyle razy byłem śmieszny, absurdalny,
Że publicznie owinąłem stopy metkami,
Że byłem groteskowy, małostkowy, uległy i arogancki,
Że cierpiałem trousseau i milczenie,
Że kiedy nie milczałem, byłem jeszcze bardziej śmieszny;
Ja, który byłem komiczny dla pokojówek hotelowych,
Ja, który czułem mrugnięcie frachtowców,
Ja, który popełniłem finansowy wstyd, pożyczyłem bez płacenia,
Ja, który gdy przyszedł czas na cios, kucałem
Poza możliwością uderzenia;
Ja, który cierpiałem z powodu śmiesznych drobiazgów,
Uważam, że nie mam partnera w tym wszystkim na tym świecie.
Wszyscy, których znam, którzy ze mną rozmawiają
Nigdy nie miałem śmiesznego czynu, nigdy nie cierpiałem trousseau,
Nigdy nie był tylko księciem – wszyscy książęta – w swoim życiu…
Chciałbym usłyszeć czyjś ludzki głos
Że wyznał nie grzech, ale hańbę;
Niech się liczy nie przemoc, ale tchórzostwo!
Nie, oni wszyscy są Ideałem, jeśli ich słyszę i przemawiam do mnie.
Kto na tym szerokim świecie wyznaje mi, że kiedyś był nikczemny?
O książęta, moi bracia,
Arre, mam dość półbogów!
Gdzie są ludzie na świecie?
Więc tylko ja jestem nikczemny i zły na tej ziemi?
Czy kobiety nie mogły ich kochać,
Mogli zostać zdradzeni — ale nigdy śmieszni!
A ja, który byłem śmieszny, nie będąc zdradzonym,
Jak bez wahania rozmawiać z przełożonymi?
Ja, który byłem nikczemny, dosłownie nikczemny,
Podły w małostkowym i niesławnym sensie podłości.
Nie wiem, czy to miłość, którą masz, czy miłość, którą udajesz
Nie wiem, czy to miłość, którą masz, czy miłość, którą udajesz,
Co mi dajesz? Daj mi to. To mi wystarczy.
Ponieważ nie jestem przez jakiś czas,
Bądź mną młodym przez pomyłkę.
Niewiele dają nam bogowie, a niewiele jest fałszywe.
Jeśli jednak dadzą mu, choć może to być fałszywe, dar
To prawda. Przyjęty,
Zamykam oczy: wystarczy.
Czego jeszcze chcę?
opiekun stada
Nigdy nie trzymałem stad,
Ale to tak, jakbyś je zatrzymał.
Moja dusza jest jak pasterz,
Poznaj wiatr i słońce
I idzie za rękę Pór Roku
Dalej i patrz.
Cały spokój natury bez ludzi
Chodź i usiądź obok mnie.
Ale robię się niebieski jak zachód słońca
Do naszej wyobraźni,
Kiedy na dnie równiny robi się zimno
I poczuj, jak noc wchodzi
Jak motyl przez okno.
Ale mój smutek jest cichy
Bo to naturalne i sprawiedliwe
I to jest to, co musi być w duszy
Kiedy już myślisz, że istnieje
A ręce zrywają kwiaty bez jej zauważenia.
Jak odgłos grzechotania
Za zakrętem drogi,
Moje myśli są szczęśliwe.
Żal mi tylko wiedzieć, że są szczęśliwi,
Bo gdybyś nie wiedział,
Zamiast być szczęśliwym i smutnym,
Byliby szczęśliwi i zadowoleni.
Myślenie jest niewygodne jak chodzenie w deszczu
Kiedy wzmaga się wiatr i wydaje się, że pada więcej.
Nie mam ambicji ani pragnień
Bycie poetą nie jest moją ambicją
To mój sposób na bycie samotnym.
A jeśli czasami mam ochotę
Za wyobrażenie sobie bycia małym barankiem
(Albo być całym stadem
Spacerować po zboczu wzgórza
Być jednocześnie wieloma szczęśliwymi rzeczami),
To tylko dlatego, że czuję to, co piszę o zachodzie słońca,
Albo kiedy chmura przesuwa ręką nad światłem
I cisza biegnie przez trawę na zewnątrz.
Miłość
MIŁOŚĆ, gdy się objawia,
Nie można ujawnić.
Dobrze się na nią patrzy,
Ale on nie wie, jak z tobą rozmawiać.
Kto chce powiedzieć, co czuje
Nie wie, co powiedzieć.
Mówione: Wygląda na to, że kłamie...
Cala: zdaje się zapominać…
Ach, ale gdyby się domyśliła,
Gdybym mógł usłyszeć to spojrzenie,
I jeśli wystarczyło ci jedno spojrzenie
Wiedzieć, że ją kochają!
Ale ci, którym jest przykro, zamknijcie się;
Kto chce powiedzieć, jak bardzo się czujesz
Jest bez duszy i mowy,
Bądź sam, całkowicie!
Ale jeśli to może ci powiedzieć
Czego nie śmiem ci powiedzieć,
Nie będę musiał już z tobą rozmawiać
Bo mówię ci...
oda morska
Samotnie, na opuszczonym molo, tego letniego poranka,
Patrzę na bok baru, patrzę na Nieokreślone,
Patrzę i cieszę się, że widzę
Mały, czarny i wyraźny, zbliża się parowiec.
Dochodzi bardzo daleko, rześko, klasycznie na swój sposób.
Pozostawia za sobą pustą smugę dymu w odległym powietrzu.
Wchodzi i poranek wchodzi z nim, i w rzece,
Tu, tam budzi się morskie życie,
Żagle ustawione, holowniki posuwają się naprzód,
Za statkami w porcie pojawiają się małe łódki.
Jest niejasny wietrzyk.
Ale moja dusza jest z tym, co widzę mniej.
Wraz z pakietem przychodzącym
Ponieważ jest z Odległością, z Porankiem,
Z morskim wyczuciem tej Godziny,
Z bolesną słodyczą, która wzbiera we mnie jak mdłości,
Jak ktoś, kto zaczyna chorować, ale na duchu.
Patrzę na parowiec z daleka, z wielką samodzielnością duszy,
A we mnie koło zaczyna się powoli obracać.
Paczki, które rano trafiają do baru
Zabierz ze sobą moje oczy
Radosna i smutna tajemnica tego, kto przychodzi i odchodzi.
Przywołują wspomnienia odległych doków i innych chwil
W przeciwnym razie ta sama ludzkość w innych punktach.
Każde dokowanie, każde zejście ze statku,
Jest — czuję to w sobie jak we krwi —
Nieświadomie symboliczne, strasznie
Zagrożenie znaczeń metafizycznych
To zakłóciło we mnie to, kim byłem...
Ach, całe molo to tęsknota z kamienia!
A kiedy statek opuszcza dok
I nagle zauważasz, że przestrzeń się otworzyła
Między molo a statkiem,
Mam, nie wiem dlaczego, niedawną udrękę,
Mgła uczucia smutku
Które świeci w słońcu moich trawiastych niepokojów
Jak pierwsze okno, w które uderza świt,
I otacza mnie wspomnieniem kogoś innego
Że w tajemniczy sposób był mój.
autopsychografia
Poeta jest pretendentem.
Udawaj tak całkowicie
Który nawet udaje ból
Ból, który naprawdę czuje.
A ci, którzy czytają to, co pisze,
W bólu czują się dobrze,
Nie te dwa, które miał,
Ale tylko ten, którego nie mają.
I tak na szynach kół
Wiruje, zabawny powód,
Ten pociąg linowy
Co nazywa się sercem.
Urodziny
Kiedy obchodzili moje urodziny,
Byłem szczęśliwy i nikt nie był martwy.
W starym domu, aż do moich urodzin była to wielowiekowa tradycja,
I radość wszystkich, i moja, była właściwa dla każdej religii.
Kiedy obchodzili moje urodziny,
Miałem wielkie zdrowie nie zauważając niczego,
Od bycia mądrym do rodziny,
I nie mieć nadziei, jakie inni pokładali we mnie.
Kiedy doszedłem do nadziei, nie wiedziałem już, jak mieć nadzieję.
Kiedy zacząłem patrzeć na życie, straciłem sens życia.
Tak, jaki miałem być sobą,
Jakie miałem serce i pokrewieństwo.
Co ja miałem z półprowincjonalnych wieczorów,
Czym byłem od kochania mnie i bycia chłopcem,
Czym byłem — o mój Boże!, czym dopiero dziś wiem, że byłem…
Jak daleko!…
(nie sądzę...)
Czas, kiedy obchodzili moje urodziny!
To kim jestem dzisiaj jest jak wilgoć w korytarzu na końcu domu,
Położyłem grill na ścianach...
To, kim jestem dzisiaj (i dom tych, którzy mnie kochali, drży przez moje
łzy),
To, kim jestem dzisiaj, to sprzedanie domu,
Czy to, że wszyscy umarli,
To ja przeżywam siebie jak zimną zapałkę...
Dawno temu, kiedy obchodzili moje urodziny...
Że moja miłość, jako osoba, ten czas!
Fizyczne pragnienie duszy, by znaleźć się tam ponownie,
W metafizycznej i cielesnej podróży,
Z dwoistością mnie dla mnie…
Jedzenie przeszłości jak głodny chleb, nie ma czasu na smarowanie zębów!
Mam tak wiele uczuć
Mam tak wiele uczuć
Co często mnie przekonuje
Dlaczego jestem sentymentalny?
Ale rozpoznaję, mierząc siebie,
Że to wszystko jest przemyślane,
Którego wcale nie czułem.
Mamy, my wszyscy, którzy żyjemy,
Życie, które się przeżywa
I inne życie, o którym się myśli,
I jedyne życie jakie mamy
To ten, który jest podzielony
Między prawdą a fałszem.
Ale który z nich jest prawdziwy?
I co jest nie tak, nikt
Będziesz mógł nam wytłumaczyć;
I żyjemy w pewien sposób
Jakie mamy życie
O tym musisz pomyśleć.
Omen
Miłość, gdy się objawia,
Nie można ujawnić.
Dobrze się na nią patrzy,
Ale on nie wie, jak z tobą rozmawiać.
Kto chce powiedzieć, co czuje
Nie wie, co powiedzieć.
Mówione: Wygląda na to, że kłamie...
Cala: zdaje się zapominać…
Ach, ale gdyby się domyśliła,
Gdybym mógł usłyszeć to spojrzenie,
I jeśli wystarczyło ci jedno spojrzenie
Wiedzieć, że ją kochają!
Ale ci, którym jest przykro, zamknijcie się;
Kto chce powiedzieć, jak bardzo się czujesz
Jest bez duszy i mowy,
Bądź sam, całkowicie!
Ale jeśli to może ci powiedzieć
Czego nie śmiem ci powiedzieć,
Nie będę musiał już z tobą rozmawiać
Bo mówię ci...
Nie wiem, ile mam dusz
Nie wiem, ile mam dusz.
W każdej chwili się zmieniałem.
Ciągle mnie zadziwiasz.
Nigdy się nie widziałem ani nie skończyłem.
Z tak wielu istot mam tylko duszę.
Ci, którzy mają duszę, nie są spokojni.
Kto widzi, jest tylko tym, co widzi,
Kto czuje, nie jest tym, kim jest,
Uważny na to, kim jestem i co widzę,
Staję się nimi, a nie sobą.
Każde moje marzenie lub życzenie
To się rodzi, a nie moje.
Jestem swoim własnym krajobrazem;
Patrzę na moje przemijanie,
Zróżnicowani, mobilni i samotni,
Nie wiem, jak czuć się tam, gdzie jestem.
Więc, nieświadoma, czytam
Jak strony, moja istota.
Co następuje nie przewidując,
Co się stało, że zapomniałem.
Notuję na marginesie tego, co przeczytałem
To, co wydawało mi się, że czuję.
Czytam to jeszcze raz i mówię: „Czy to byłem ja?”
Bóg wie, bo to napisał.
Wszystkie listy miłosne...
Wszystkie listy miłosne są
Śmieszny.
Gdyby tak nie było, nie byłyby to listy miłosne
Śmieszny.
Pisałem też w swoim czasie listy miłosne,
Podobnie jak inni,
Śmieszny.
Listy miłosne, jeśli jest miłość,
Musi być
Śmieszny.
Ale po wszystkim,
Tylko stworzenia, które nigdy nie napisały
Listy miłosne
jest to, że są
Śmieszny.
Chciałbym to mieć w czasie, gdy pisałem
bez zauważenia
Listy miłosne
Śmieszny.
Prawda jest taka, że dzisiaj
moje wspomnienia
Z tych listów miłosnych
jest to, że są
Śmieszny.
(Wszystkie dziwne słowa,
Jak dziwne uczucia,
są naturalnie
Śmieszny.)
Ślepiec i gitara
Różne hałasy z ulicy
Wysoko mi idzie, że idę.
Widzę: każda rzecz jest twoja
Słyszę: każdy dźwięk jest twój.
Jestem jak plaża, która atakuje
Morze, które znów opada.
Ach, w tym wszystkim prawda
Tylko ja muszę umrzeć.
Po tym, jak przestaję, hałas.
Nie, nic nie reguluję
Do mojej zagubionej koncepcji
Jak kwiat na drodze.
Doszedłem do okna
Bo słyszałem śpiew.
To ślepiec i gitara
Kto płacze.
Obojgu jest przykro
są jedną rzeczą
Kto chodzi po świecie
Sprawianie bólu.
Ja też jestem ślepy
Śpiewanie na drodze
droga jest większa
I o nic nie proszę.
Luana Alves
Ukończył literaturę