Jeśli jesteś studentem lub miłośnikiem literatury brazylijskiej, z pewnością słyszałeś o poecie Cruz i Sousa, uważany za największy poetycki wyraz symbolizmu, ruchu literackiego, którego pierwsze przejawy miały miejsce pod koniec lat 80. Imię Cruz e Sousa przeplata się z symboliczną poezją; nie sposób nie kojarzyć jego wierszy z jednym z najbardziej płodnych i trwałych okresów naszej liryki, zdolnym wpłynąć nawet na współczesnych pisarzy, m.in. Cecylia Meireles To jest Winicjusz de Moraes.
Symboliści, wśród nich Cruz e Sousa, byli pod silnym wpływem symbolizmu. Europejskiej, prezentując wielkie innowacje dla poezji brazylijskiej, zarówno w zakresie tematycznym, jak i terenowym formalny. Uważany za jednego z najbardziej oryginalnych poetów naszej literatury, Cruz e Sousa jest autorem dwóch książek odpowiedzialnych za inauguracja estetyki z Europy na ziemiach Tupiniquim: Mszał, proza i Broquéis, tomik poezji, oba od 1893 r. W obu utworach można zidentyfikować projekt literacki pisarza, łączący elementy symbolistyczne z elementami poezji parnasowskiej.
Zobacz więcej
Itaú Social 2022 rozprowadzi 2 miliony fizycznych i…
Organizacja pozarządowa Pró-Saber SP oferuje bezpłatne kursy dla edukatorów
Urodzony 24 listopada 1861 r. w Florianópolis, Santa Catarina, Cruz e Sousa, był synem niewolników; był sponsorowany przez arystokratyczną rodzinę, która finansowała jego studia, a wraz ze śmiercią swojego opiekuna porzucił studia i rozpoczął karierę pisarza. Aktywnie współpracował z prasą Santa Catarina, podpisując kroniki abolicjonistów i uczestnicząc w kampaniach na rzecz czarnej sprawy. W 1890 przeniósł się do miasta Rio de Janeiro, gdzie pełnił jednocześnie kilka funkcji jako pisarz. Zmarł na gruźlicę w wieku 36 lat 19 marca 1898 roku w mieście Antônio Carlos, w głębi stanu Minas Gerais.
O bogactwie i różnorodności jego literatury można przekonać się, czytając tylko dwa jego dzieła opublikowane za jego życia, Mszał i Broki. W jego wierszach współistnieją elementy symbolistyczne, takie jak pesymizm, śmierć, poezja metafizyczna; oraz elementy parnasowskie, takie jak forma lapidarna, zamiłowanie do formy ustalonej (zwłaszcza sonet), wyrafinowany werbalizm i siła obrazów. Nieuzasadniony w swoim czasie, kiedy czarni nie byli powszechnie widziani w czołowych rolach, Cruz e Sousa został uznany dopiero pośmiertnie. dzięki zaangażowaniu literaturoznawców i francuskiego socjologa Rogera Bastide'a, który umieścił go w gronie głównych pisarzy symbolizmu uniwersalny.
Aby dowiedzieć się trochę więcej o twórczości tego ważnego poety, strona Edukacja szkolna wybranych piętnastu wierszy Cruz e Sousa, które zanurzą cię w interesującym wszechświecie jednego z najważniejsi pisarze naszej literatury, których twórczość jest zawsze pamiętana w testach konkursowych i przedsionkowy. Mamy nadzieję, że lubisz czytać!
akrobata bólu
Śmieje się, śmieje, w burzliwym śmiechu,
jak klaun, jak niezręcznie,
nerwowy, śmieje się, absurdalnym, napompowanym śmiechem
ironia i brutalny ból.
Od okropnego, krwiożerczego śmiechu,
potrząsa dzwonami i ma konwulsje
skoki, gavroche, skoki klauna, siedzący
przez agonię tej powolnej agonii...
Konieczny jest bis, a bisem nie należy gardzić!
Chodźmy! napinać mięśnie, napinać
w tych makabrycznych stalowych piruetach... .
I choć upadniesz na ziemię, drżąc,
utopiony w twojej porywistej i gorącej krwi,
śmiech! Serce, najsmutniejszy klaun.
symfonie zachodu słońca
Muślin jak dzienne mgły
harmonijne cienie schodzą z zachodu słońca,
zawoalowane i muślinowe cienie
dla głębokich nocnych samotności.
Dziewicze tabernakula, święte urny,
niebo jest olśniewające różowymi gwiezdnymi gwiazdami,
księżyca i majestatycznych gwiazd
rozświetlając ciemność jaskiń.
Oh! za te symfoniczne zachody słońca
ziemia wydziela zapach złotych waz,
kadzidło z boskich kadzielnic.
Chorobliwe pełnie księżyca parują...
I jak do jasnej cholery jęczą i płaczą
cytry, harfy, mandoliny, skrzypce…
rany szarpane
O ciało, które tak cholernie kochałem,
O zabójcza i bolesna zmysłowości,
esencje heliotropów i róż
z ciepłą, tropikalną, bolesną esencją...
Mięsa, dziewicze i ciepłe ze Wschodu
Snu i bajecznych Gwiazd,
słodkie i wspaniałe wędliny,
intensywnie kuszące słońce…
Przejść, rozdarty zazdrością,
przez najgłębsze koszmary
które dźgają mnie śmiertelnym przerażeniem...
Przejdź, przejdź, złamany w mękach,
we łzach, we łzach, we łzach
w nieszczęściu, w żałobie, w konwulsjach, w bólu...
Samotna dusza
O słodka, smutna i pulsująca Duszo!
że cytry szlochają samotnie
przez odległe, wizjonerskie Regiony
twojego sekretnego i fascynującego snu!
Ile stref oczyszczającego światła,
ile ciszy, ile różnych cieni
nieśmiertelnych, wyimaginowanych sfer,
mówią do ciebie, o duszo urzekająca!
jaki płomień zapala twoje nocne lampki
i noś swoje małomówne tajemnice
splendoru łuku sojuszu?
Dlaczego jesteś taki melancholijny,
jak niemowlę, młodzieńczy archanioł,
zapomniane w dolinach Nadziei?!
Bezpłatny
Bezpłatny! Aby uwolnić się od niewolniczej materii,
zerwij kajdany, które nas nękają
i swobodnie penetrować Dary, które pieczętują
duszę i pożyczyć ci całą eteryczną lawę.
Wolny od człowieka, od ziemskiej bavy
złych serc, które rządzą,
kiedy nasze zmysły się buntują
przeciwko dwulicowej Hańbie, która deprawuje.
Bezpłatny! bardzo swobodnie chodzić czyściej,
bliżej natury i bezpieczniej
Jego Miłości, wszelkiej sprawiedliwości.
Bezpłatny! poczuć naturę,
cieszyć się, w uniwersalnej wielkości,
Płodne i archanielskie leniwce.
Ironia łez
Wraz ze śmiercią kwitnie życie!
Szliśmy śmiejąc się wzdłuż grobu.
Usta otwarte, rozdziawione, ciemne
Z dołu jest jak zgniły kwiat.
Śmierć przypomina dziwną Daisy
Naszego ciała, Faust bez szczęścia...
Chodzi wokół każdego stworzenia
W nieokreślonym makabrycznym tańcu.
Przychodzi ubrany w swoje czarne jedwabie
I ponure uderzenia młota i tredas
O złudzeniach głosi wieczne mary.
I żegnajcie próżne ścieżki, śmiejące się światy!
Nadchodzi wilk, który pożera sny,
Głodny, zbiegły, bezmyślny ślepiec!
Stary
Nie żyjesz, jesteś stary, jesteś zmęczony!
Jak sok piekących łez
Oto one, zmarszczki, te nieokreślone
Noce porażki i zmęczenia.
Otacza cię lodowaty zmierzch
To ponure spowija życie
Przed spoczynkiem w jęczących pieśniach
Głęboko rozdarte serce.
Głowa zwieszona ze zmęczenia,
Czujesz milczącą i przyjazną śmierć,
Niech rządzą twoje kręgi nerwowe.
Jesteś stary, nie żyjesz! O bólu, delirium,
Zdruzgotana dusza męczeństwa
O rozpacz wiecznej hańby.
Śmierć
Oh! jaki słodki smutek i jaka czułość
W niespokojnym, udręczonym spojrzeniu tych, którzy umierają...
Jakich głębokich kotwic używają?
Ci, którzy penetrują tę ciemną noc!
Od życia do zimnych zasłon grobu
Upływają niejasne, drżące chwile…
A z oczu płyną łzy
Jak latarnie ludzkiego nieszczęścia.
Następnie schodzą do zamarzniętych zatok
Ci, którzy po ziemi wędrują wzdychając,
Z kuszonymi starymi sercami.
Wszystko czarne i złowrogie się toczy
Báratro poniżej, do szlochających ech
Od wichury Śmierci falującej, wyjącej...
Perfumowana kpina
Kiedy w bałaganie
Aby otrzymywać od Ciebie wiadomości,
Idę na pocztę
Która jest na końcu najokrutniejszej z ulic,
Widząc tak zmęczonego,
Z obfitości, której nikt nie zbiera,
Ręce innych, gazet i listów
A moja naga – boli, dręczy…
I kpiącym tonem
Myślę, że wszystko ze mnie kpi, kpi ze mnie,
Śmiej się, apostrofuj mnie,
Bo jestem sama i spuszczona głową, bezradna,
Noc chodzi w mojej głowie, w kółko,
Bardziej upokorzony niż żebrak, robak...
Niewypowiedziany
Nie ma nic, co mnie dominuje i co mnie pokonuje
Kiedy moja dusza cicho się budzi...
Rozkwita, przelewa się
W zgiełku ogromnych emocji.
Jestem jak obrońca niebiańskiego wyroku,
Potępieni przez Miłość, która pamięta
Miłości i zawsze na krawędzi Ciszy
Z gwiazd całe niebo, po którym wędruje i myśli.
Jasne, moje oczy stają się jaśniejsze
I widzę wszystkie rzadkie amulety
I inne spokojniejsze świty!
Wszystkie głosy, których szukam i wzywam
Słyszę je w sobie, bo je kocham
W mojej duszy wiruje z zachwytem
antyfona
Ó Białe, białe formy, przejrzyste formy
Światła księżyca, śniegu, mgły!
O Niejasne, płynne, krystaliczne formy...
Kadzidło z kadzielnic Aras
Formy Miłości, konstelacje czyste,
O dziewicach i ulotnych świętych…
Wędrujące iskierki, wredne falbanki
I bóle lilii i róż...
Niezdefiniowane najwyższe piosenki,
Harmonia koloru i zapachu…
Godziny zachodu słońca, drżące, ekstremalne,
Requiem Słońca, które podsumowuje Ból Światła…
Wizje, psalmy i ciche pieśni,
Tłumiki zwiotczałych, szlochających organów…
Odrętwienie zmysłowych trucizn
Subtelne i gładkie, chorobliwe, promienne…
Nieskończone rozproszone duchy,
Niewysłowiony, rajski, powietrzny,
Zapłodnij Tajemnicę tych wersetów
Z idealnym płomieniem wszystkich tajemnic.
Ze snu najbłękitniejsze przezroczystości
Niech latają, niech wznoszą się w strofie
I emocje, wszystkie cnoty
Z duszy wersetu, poprzez wersety śpiewaj.
Niech złoty pyłek najlepszych gwiazd
Nawoź i rozpal czysty i płonący rym...
Niech zabłyśnie korekta alabastrów
Dźwiękowo, świetlisty.
Oryginalne siły, esencja, wdzięk
Od damskich wędlin, przysmaków...
Wszystkie te wyziewy, które przechodzą przez fale
Z eteru w różanym i złotym nurcie...
Rozcieńczone kryształy jasnych błysków,
Pragnienia, wibracje, popędy, oddechy
Tawny zwycięstwa, gorzkie triumfy,
Najdziwniejsze dreszcze...
Czarne kwiaty nudy i niewyraźne kwiaty
Próżnych, kuszących, chorych miłości...
Głębokie zaczerwienienie od starych ran
We krwi, otwartej, ociekającej rzekami...
Wszystko! żywy i nerwowy, gorący i silny,
W chimerycznych wirach Snu,
Przejść, śpiewając, przed upiornym profilem
A kabalistyczny oddział Śmierci...
Podziały
Do lodowych kryształowych gwiazd
Pragnienia i pragnienia rosną,
Wspinaczka zaręczynowa blues i gwiezdne
Od białych chmur po bezkres w…
W korowodzie uskrzydlonych pieśni
Archaniołowie, bijące cytry,
Przejść, od szat do srebrnych trofeów,
Złote skrzydła cienko się otwierają...
Z eterycznych kadzielnic śniegu
Czyste aromatyczne kadzidło, przejrzyste i lekkie,
Wznoszą się mgliste fale wizji…
I niekończące się pragnienia i pragnienia
Idą z archaniołami formułującymi obrzędy
Wieczności, która śpiewa w gwiazdach...
Wcielenie
Cielesny, niech tak wiele pragnień będzie cielesnych,
cielesny, bądź cielesny tak wiele pragnień,
kołatanie serca i dreszcze oraz zawroty głowy,
z harf emocji, tak wiele arpeggio...
Marzenia, które idą drżącymi trzepotami,
w nocy, w świetle księżyca, puchną piersi
mleczny, z drobnymi i niebieskawymi żyłkami
dziewictwo, skromność, wstyd...
Niech wszystkie mgliste sny będą cielesne
dziwnych, niewyraźnych, gwiaździstych ścieżek
gdzie wizje miłości śpią zimno...
Sny, kołatanie serca, pragnienia i pragnienia
formie, z przejrzystością i zapachem,
wcielenie wściekłej Ukochanej!
stare smutki
Rozcieńczenia światła, stare smutki
dusz, które zginęły w walce!
Jesteście ukochanymi cieniami piękności
dziś zimniejsza niż szorstki kamień.
Pomruki incognito w jaskini
gdzie morze śpiewa psalmy i chamstwo
niejasnych religii — głosem nieskalanym
wszystkich tytanicznych wielkości.
Przejdź obok, pamiętając dawne doznania,
namiętności, które kiedyś były posłusznymi przyjaciółmi,
w świetle wiecznych uwielbionych słońc.
Radości dawno temu! I dziś i teraz,
stare smutki, które odchodzą
w zachodzie słońca Saudade okryty całunem! …
Luana Alves
Ukończył literaturę